niedziela, 5 maja 2013

"Beskid Niski jest mi bliski"



Miałam sporo pracy, ale wizja wyjazdu w góry była bardzo kusząca. Spokojnie pisałam sobie pracę, kiedy do mojego pokoju wtargnęła pewna jecząca istota, która powtarzała wciąż: "Nie mogę już tu siedzieć, zaczyna się majówka, jeeeedźmy gdzieeeeś...!!! Angelaaaa..."
Opierałam się, walczyłam jak lew, by w końcu po potężnych dziesięciominutowych bojach z ową istotą i własnym sumieniem przegrać i przystać na promopozycję wyjazdu.
Od razu wiedzieliśmy dokąd.
Beskid Niski. Po pierwsze: mnie tam jeszcze nie było, po drugie: może wyskoczymy na chwilę na Słowację, a po trzecie i najważniejsze: nasi przyjaciele, Archeolodzy Rusofile, ruszają na swą wyprawę na wschód, trzeba zatem zrobić im należyte pożegnanie, aby z chęcią do kraju wrócili.
Olchowiec - ich baza wypadowa.

 Zanim jednak tam dotarliśmy jedną noc spędziliśmy w Chacie Elektryków - gdzie jednak elektrycznosć dociera tylko w postaci żarówek w latarkach turystów, lub ewentualnie gdy zaiskrzy między gośćmi. Ten mankament nam jednak nigdy nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, lubimy miejsca, gdzie życie toczy się w takim rytmie jak cykl słoneczny. Ma się wtedy poczucie, że wszystko jest na właściwym miejscu. Warunki przednie: krystalicznie czysta, ciepła, bieżąca woda, dach nad głową, miłe towarzystwo, w postaci naszych przyjaciół z KTE Styki, którzy naszą obecnością byli zaskoczeni jeszcze bardziej niż my ich. Dziękujęmy za serdeczne ugoszczenie nas i przepraszamy, że byliśmy tam tak krótko.
Wkoło znajdują się też zgliszcza łemkowskich chat i obór, a także łemkowski cmentarz, miejsca niegdyś tętniące życiem dziś przypominają tylko o tragicznej historii,
straszą i onieśmielają...

Następny dzień, czyli pierwszy maja to przeprawa do Olchowca.
Warto zaznaczyć, że nie tylko w Kanadzie są niedźwiedzie. Stanowią całkiem realne zagrożenie również w Polsce.

Jeden z nich prawdopodobnie miał wczesniej ucztę na drodze, którą my wędrowaliśmy. Tak należy przynajmniej wnosić po potężnych odciskach łap w glinie, pozrzuconej wszędzie dookoła sierści dużego zwierza i jego kręgosłupie. Nie wypowiadam się co to mogło być, może jakieś sugestie archeozoologów?



Do Olchowca udało się jednak dotrzeć, ze wszystkimi kończynami, nie utraciwszy nic na rzecz
niedźwiedzi, czy bobrów, które w tej okolicy również grasują. Co więcej, pod sklepem w Tylawie z naszej cudownej trójcy zrobiło się 7 osób, gdzyż dołączyła do nas, jeszcze niekompletna ekipa Syberiady 2013. Przedarliśmy się przez błota i nocą znaleźliśmy się w chatce, która jest otwarta dla wszystkich strudzonych wędrowców, bo spało tam łącznie pierwszej nocy około 20 osób. Drugiej nocy było nas już nieco mniej, ale zachodziła ciągła rotacja gości. Leniwy czas, spędzony na śpiewach z gitarą (absolutnie prym wiódł utwór: "Na horyzoncie pojawił się jeleń i mknie... Dokąd on mknie? Tego nikt nie wie..."), grze w badmintona, pluskaniu się w strumieniu, gotowniu strawy bezpośrednio na ognisku, przeglądaniu map i planowaniu dalszej podróży (w przypadku Rusoanutów), a byczeniu się i polowaniu na mleko w przypadku moim, Maćka i Pawła. Gotowanie strawy na ognisku niesie ze sobą pewne ryzyko. Jeśli się o niej zapomni, węgła się przepalą, a garnek się wywróci, trzeba liczyć się z tym, że nasze jedzenie wyląduje w popiele, a co za tym idzie, będzie zawierało wiecej węgla i będzie łatwiejsze do strawienia. Doświadczyliśmy i tego. Wybieranie fasolki łyżkami z ogniska to bezcenne kulinarne doświadczenie.
A oto niemal kompletna ekipa dzibasków:
Na zdjeciu brakuje jeszcze Gucia, mimo ciągłego nawoływania:  "Gucio, Gucio, Gucio, Gucio, Gucio..." przybył dopiero póżną nocą.   

Nadszedł niestety czas pożegnania. Najpierw przez kilka kilometrów, z Olchowca do Miejsca Piastowego podróżowaliśmy bandą 8 osób, ale wkrótce trzeba było się wyściskać, wycałować i pożegnać. Z moim błogosławieństwem puściłam ich w te nieznane dzikie ostępy jakie planują na swej trasie zwiedzić.

Zapraszamy jeszcze raz na ich bloga, kiedy tylko dorwą się do Internetu umieszczą tam aktualności dotyczące wyprawy. Przypominam adres:



Tytuł posta jest zapożyczony z Jedynki PTTK, która organizuje rajd pod tym samym tytułem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz