wtorek, 21 stycznia 2014

Projekt - nasze dziecko :)

Otwarcie muszę przyznać, że nasze "dziecko" dojrzewa. Jakkolwiek, by to nie brzmiało. Powoli zaczyna żyć własnym życiem, czemu z zainteresowaniem i zaangażowaniem się przyglądamy.
Przykładem może być następująca sytuacja. Przed kilkoma miesiącami, jechałam sobie spokojnie autobusem linii 138 czytając książkę Obraz Kanady w Polsce, gdy przysiadł się do mnie pewien pan w średnim wieku i zagaił rozmowę słowami: Fantastyczny autobus, nieprawdaż? Z nutką konsternacji i odparłam: W zasadzie dosyć podobny do innych... Jegomość nie zrezygnował jednak z rozmowy i powiedział mi, ze pochodzi z Polski, ale obecnie mieszka w Toronto, a do Polski przyjechał na zaproszenie Hanny Gronkiewicz-Waltz, by zorganizować obchody stulecia budowy mostu Poniatowskiego (miały się odbyć 16 stycznia, chyba nic się nie działo, więc czuje, że dużo wody się tam lało;)). Co było dla mnie jednak najbardziej zaskakujące, gdy wspomniałam mu o tytule naszej wyprawy, odparł: A tak, tak... coś mi się kojarzy, czy czasem nie pisała o was jedna z gazet polonijnych? Życie, tak? Rodziawiając usta odparłam: Owszem, zgadza się... No cóż mógł to być świetny blef, lub rzeczywiście wspomniany pan coś o nas wiedział. Ach ta sława! :P

Nasz pomysł wziął się nie wiadomo skąd, na początku był tylko naiwnym zgłoszeniem do  konkursu, którego nie mieliśmy szans wygrać, bo byliśmy do tego nieprzygotowani. Konkurs się skończył, a my się nie poddaliśmy, zaczęliśmy kombinować, co też ciekawego i dobrego możemy wynieść z tej podróży.
Powstał pomysł stworzenia Totemu Współczesnej Kanady. Wcale się od tego nie odżegnujemy. Popularyzacja podróży ma swoje dobre i złe strony. Dobra strona jest taka, że każdy wyjazd nas ubogaca, lub przynajmniej powinien ubogacać, zła strona to przede wszystkim globalizacja różnorodnych kultur i ich zanikanie.Obserwuje się tendencję do wybierania zamkniętych ośrodków turystycznych, jako destynacji podróży, które bez względu na kraj, kontynent na jakim działają, są niemal identyczne i w 100% wystarczające niewymagającym turystom.
Na miejscu można kupić jakieś pamiątki związane z miejscem podróży, bez świadomości, na ile autentyczne są te przedmioty. Taka podróż już nie kształci, może być jedynie czasem relaksu, ale wątpliwy to relaks w zatłoczonym kurorcie.
Totem miałby przedstawiać naszą wizję Kanady po zweryfikowaniu wszystkich obiegowych opinii jakie słyszeliśmy. Totemy, takie jak wytwarzało i do dziś wytwarza się wśród Indian Pacyficznych w swym założeniu miały charakteryzować ród, rodzinę. Nie miały znaczenia religijnego, nie były czczone jako idole, ale przedstawiały opiekuna rodu, zwierzę które wieńczyło kolumnę.  Najczęściej były to: Kruk, Kojot, Bóbr, Niedźwiedź. Poniżej przedstawiano legendę rodową. Kolumnę "czytano" od góry do dołu. Nasz Totem byłby konglomeratem różnych historii, mitów, legend jakie w drodze usłyszymy, opierać się będzie prawdopodobnie na trampkach, nie mamy natomiast pojęcia co może zwieńczać taki totem. Czas pokaże. Taka była dotychczasowa myśl przewodnia.

Ostatnimi czasy zainteresował mnie jeszcze inny problem badawczy.
Pomyślcie z czym Wam się kojarzy Indianin?
Mi się kiedyś kojarzył głównie z pióropuszem, wigwamem, Winnetou, prerią, łukiem, koniem. Podejrzewam, że 90% z Was ma takie właśnie skojarzenia. A tymczasem...

Powyższa mapa przedstawia zróżnicowanie plemion Ameryki Północnej. To wyobrażenie, które my mamy w głowie słysząc: Indianin, wpisuje się w obraz Apaczów, Szoszonów i jeszcze kilku innych grup Indian Prerii (a i te różnią się między sobą). Przez długie lata Indianie chcąc zaspokoić turystów pozwalali się fotografować w barwnych strojach, pióropuszach itp. podczas, gdy nijak miały się one do ich tradycji.
Tak jak w Polsce inaczej wyglądają Górale, inaczej wyglądają Ślązacy, a jeszcze inaczej Kurpie, czy Kaszubi, tak samo i tam: inny jest tradycyjny strój Huronów, inny Indian Ojibwa, czy Cree, a jeszcze Inny Haida, czy Nootka.
Coraz częściej jednak zauważa się trend, jakoby rdzenni mieszkańcy przeforsowywali swoje tradycje i pokazywali turystom bliższy prawdy obraz świata prekolonialnego, bo okazało się, że jednak to też może być opłacalne, a przy okazji postępują w ten sposób zgodnie z wolą przodków i jak mniemam, własnym sumieniem.
W podróży pragniemy zweryfikować ile jest prawdy w postawionej przez nas tezie. Słyszy się, jakoby Indianie przejmowali lub tworzyli instytucje zajmujące się propagowaniem turystyki kulturowej opartej na tym, jak wyglądało ich życie zanim kolonizatorzy zaczęli zawłaszczać sobie ich ziemie. Do tej pory wszyscy słyszeliśmy głównie o Indiańskich kasynach, które stały się głównym źródłem dochodu współczesnych Indian i jedynym prowadzonym przez nich biznesem. Jeśli dopisze nam szczęście to mamy nadzieję trafić na przynajmniej jeden z licznych Pow-wow organizowanych na terenie kraju.Są to plemienne zjazdy organizowane licznie na terenie kraju, polegające na wspólnych tańcach, obrzędach, ucztach i wzajemnym obdarowywaniu się.

Nowy plan się rodzi i krystalizuję, a tymczasem ruszyliśmy z promowaniem naszego wyjazdu. Niedawno udzieliłam wywiadu  naszemu nowemu patronowi medialnemu, portalowi:
Który zapoczątkował jakąś złota falę. Wkrótce potem dostałam maila z Dziennika Wschodniego, z prośbą o przeprowadzenie wywiadu. Czy to brak asertywności, czy parcie na szkło pchnęły mnie do udzielenia odpowiedzi na kilka pytań redaktora.Już następnego dnia otrzymuje wiadomość z TVP Lublin, że chcą zrealizować o nas materiał w ramach programu "Zobacz co słychać"! Zgodziłam się po raz kolejny, bo to dla nas okazja by zaprezentować szerszej publice czego się spodziewamy. Dlatego już w drugiej połowie lutego czekajcie na kolejną wiadomość i relację  z programu!

1 komentarz: